Rozdział 7
Obudziłam się wraz ze wschodem słońca. Szatyn miał głowę położoną na moich kolanach, no cóż tak to czasem już jest.
Z tego co pamiętam dzisiaj jedziemy do Izumo, a może raczej Osorezan. Skądś pamiętam tą nazwę, ale nie wiem skąd...
Pogłaskałam Asakurę po głowie i podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie chciałam go jak na razie budzić, niech on przynajmniej się wyśpi. Mi po w nocy śniło się to co zrobiłam wczoraj, biedny człowiek, ale taka była moja powinność.
Wpatrywałam się zamglonym wzrokiem w lustro. Moje długie, czarne włosy, jak zwykle proste, ale teraz wyjątkowo w nieładzie.
Wory pod czerwonymi oczyma, no pięknie. Ogółem wyglądam jak siedem nieszczęść, ale jak wyglądać gdy się nie wysypiałam przez sześć lat, szkoląc się i mordując. Tak właśnie od tamtego czasu zginęła moja młodsza siostrzyczka, a później rodzice.
Najgorsze jest to, że dopiero jakiś rok po ich śmierci uświadomiłam sobie, kim jestem i co robię. Najgorszy był ten widok krwi na rękach, a zarazem ekscytujący...
To dziwne uczucie, bać się czegoś i jednocześnie pragnąc tego, kompletnie siebie nie rozumiem swojej psychiki.
Nadal nienawidzę tej mrocznej części siebie, ale każdy ją chyba ma...
Nadal nie do końca rozumiałam, co miała wtedy na myśli mówiąc "Ludzie wyrządzili nam tyle krzywd"?
Nic nie pamiętałam z wyjątkiem poszczególnych scen z tamtego okresu, najgorzej, a zarazem najlepiej kojarzył mi się ogień.
Ten niebezpieczny żywioł, odbierający życie tysiącom, a nawet setką tysięcy ludzi. Te płomienie zabijające i impulsywne, a zarazem piękne, dzikie i ekscytujące.
Nie zauważyłam, nawet kiedy Yoh się obudził, dopóki nie powiadomił mnie o swojej obecności :
-Ohayo, Seki-kun-powiedział z uśmiechem przeciągając się i ziewając. Przetarł zaspane oczy i obdarzył mnie szczerym uśmiechem.
-O już wstałeś-mruknęłam wesoło, przekręcając głowię w jego stronę i odwzajemniając uśmiech. Zszedł mi z kolan i usiadł, patrząc na mnie uważnie, w końcu zapytał:
-Czemu wczoraj zniknęłaś ?-tego się właśnie obawiałam, on będzie chciał znać prawdę. Co mam mu powiedzieć? Może, że zabijam ludzi i się na nich mszczę ?! Znienawidził by mnie, ale w jego sercu też czuję nienawiść. Z tego co widzę, większość nie wie jaki jest mój fach, ale może to i dobrze ?
-Musiałam gdzieś pilnie wyjść-odpowiedziałam, ostrożnie dobierając słowa
-W środku nocy ?!-krzyknął, budząc przy tym wszystkich mieszkańców posiadłości. W drzwiach pojawiła się blondynka, patrząc na mnie z pod łba.
-Właśnie Seki, może powiesz co robiłaś w nocy ?-zapytała z cwanym uśmiechem na twarzy. Domyśliła już się co, się w nocy działo, ale wolała to usłyszeć na własne uszy.
-Powiedziałam, że musiałam gdzieś pilnie wyjść!-warknęłam, ta medium strasznie mnie irytowała, to nie moja wina, że jestem, kim jestem (to jest bezsensu -,-).
Kyoyama podeszła do mnie wolnym krokiem i szepnęła na ucho :
-Dobrze wiem, że wysyłałaś kogoś do piekła, ale może warto się przyznać, do swojej natury...
-Zamknij się!-wycedziłam przez zęby.
-Dobra, dziewczyny uspokójcie się-powiedział wesoło Asakura, biorąc swoją narzeczoną za rękę i wychodząc z pokoju, ale ta jeszcze na koniec powiedziała.
-Za 10 minut chcę Cię widzieć na dole!
Zamknęli drzwi.... Co ja mam zrobić, nie chcę nikogo okłamywać, ale muszę. No przecież nie powiem, że z jednej strony jestem miła i potulna, a z drugiej zabijam ludzi, wysyłając ich do piekła, albo może, że potrafię zabijać bez skrupułów, kiedy tracę nad sobą panowanie ?!
Szybko wykonałam poranną toaletę i zeszłam na dół, tam już czekał Tao, itako i Asakura, gotowi do wyjścia.
-Reszta nie idzie-oznajmiła chłodno blondynka, odpowiadając tym samym na moje pytanie, którego jeszcze nie zadałam.
Ruszyłam na nimi, a Anna wyjęła tysiąc osiemdziesiąt korali i przeniosła nas tam gdzie trzeba. Wyglądałam przez chwilę na zmęczoną, ale nikt tego nie zauważył, oprócz mnie.
Wolnym, krokiem poszliśmy ku jakieś posiadłości, była ogromna, ale negatywna energia była wyraźnie odczuwalna.
Na przywitanie przyszła jakaś czarnowłosa kobieta, popatrzyła na mnie, ale szybko odwróciła wzrok z pośpiechem, przez cały czas unikała mojego spojrzenia. Przywitała się ze wszystkimi, a do Yoh się przytuliła, między nimi była specyficzna więź, pewnie byli ze sobą spokrewnieni.?
-Asai-san to moja Oka-san (matka)-powiedział szatyn, patrząc na mnie z miłym wyrazem twarzy, ale po człowieku wszystkiego można się spodziewać.
Gdy weszliśmy do środka, jakieś świątyni, z ciemności wyłoniły się trzy postacie ....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz